Bośniackie Himalaje – trekking w masywie Prenj
Ukryta bośniacka perełka
Pierwszy raz o paśmie Prenj w Górach Dynarskich przeczytałem – a jakże – w serwisie Fastest Known Time, gdzie szukałem inspiracji do bałkańskich wędrówek. Nie zamierzałem iść śladami Jacka Kuenzlego, zdobywcy wszystkich dwutysięczników w tym paśmie w czasie 8:20 h, lecz wybrałem sobie jeden. Oczywiście ten najwyższy.
Masyw Prenj leży w Bośni i Hercegowinie w Górach Dynarskich. Znajduje się w nim 11 dwutysięczników, wśród których najwyższym jest Zelena Glava, licząca 2155 m n.p.m. Prenj pojawiało się wielokrotnie w przewodnikach, gdzie opisywano je jako „bośniackie Himalaje” z faktu bogatej historii wspinaczkowej, występujących gatunków endemicznych i różnorodności szczytów. Ostre szczyty, imponujące granie, piękne doliny i inne, alpopodobne formy… Na to możemy liczyć gdy wybierzemy się do Prenj! Jako baza wypadowa może służyć nam Konjic – miasto znajdujące się między Mostarem, a Sarajewem.
Konjic – baza wypadowa zarówno w góry, jak i rafting
Do Konjic dotarłem 8 sierpnia późnym popołudniem. Sącząc Nektar (nazwa tego bośniackiego piwa niewątpliwie mnie urzekła) obserwowałem z balkonu swojego noclegu burzę nadchodzącą ze strony stolicy. Nad „Kamienny most” (jak się zwał mój hostel tłumacząc z „Kamena Cuprija”) ona nie dotarła, lecz błyski rozświetlające kameralne miasteczko i okoliczne góry, z nawoływaniem do modlitwy z minaretu – stworzyło niesamowity, wręcz filmowy klimat. Taki, na jaki po cichu liczyłem przyjeżdżając do Bośni i Hercegowiny.
Popularną atrakcję w mieście – poza wypadem w góry – jest rafting. Przez Konjic przepływa Neretwa, a w okolicy znajdują się jeziora Boracko i Jablanicko. Wybierając za środek transportu nie samochód, a kolej, będzie to dobre miejsce na postój – z hostelowych rozmów wyciągnąłem wniosek, że trasa pociągu do Konjic może być celem samym w sobie.
Mój plan na Bałkany ułożył się tak, że na 9 sierpnia zaplanowałem lekki trekking, gdyż przez dwa kolejne dni miałem znajdować się już na chorwacko-bośniackim długodystansowym szlaku Put Oluje. Nie podjąłem się ponad 40-kilometrowej próby zdobycia wszystkich dwutysięczników, wybierając sobie za cel ten jeden, najwyższy – Zeleną Glavę.’
Czas na trekking. Cel: Zelena Glava!
Pogoda nie zachęcała do wyjścia. Było chłodno, mgliście, bez obietnicy widoków na szczycie… Całość mogła zakończyć się albo klasyczną sztuką dla sztuki lub majestatycznym widokiem. Acz osobiście, lubię takie warunki! Nieidealny widok zachmurzonego nieba potrafi stworzyć znacznie bardziej ekscytujący widok niż w przypadku pełnej przejrzystości. Albo inwersja, podczas której tylko co wybitniejsze szczyty przebijają się przez chmury. Czy można sobie wyobrazić ładniejsze górskie widowisko…?
Mój 17-kilometrowy trekking rozpoczął się za Gornja Bijela, do której jedzie się wzdłuż rzeki Bijela. Nie znajdziecie tam żadnego parkingu, ale spokojnie. Wielu aut również tam nie znajdziecie. W późniejszej części trekkingu trafiłem na kilku piechurów, lecz mój samochód przy szlabanie był osamotniony. Zupełnie mnie to nie zdziwiło.
Szlak na Zeleną Glavę jest oznaczony dobrze – czerwonym donutem z białą dziurką – i równie dobrze prowadzą również mapy.cz. Nie na wszystkie dwutysięczniki są prowadzone szlaki, a idąc poza nimi zalecam sporą uwagę: w Bośni co roku ginie kilkanaście osób z powodu min z czasu wojny w latach 90. Podczas tego trekkingu nie natknąłem się jednak na żadne ostrzeżenie z powodu min.
Przez całą drogą dominuje szary z zielenią, przesuwając suwak w kierunku pierwszego koloru wraz z wysokością.
Między „Tarasem”, a „Małym Draniem” – schron Mountain Cabin Jezerce
Na wysokości 1650 metrów, między Tarašem i Malą Kopilicą, znajduje się Mountain Cabin Jezerce – nowy, odbudowany schron, mogący pomieścić do 25 osób. Jest on stale otwarty, a 100 metrów dalej znajduje się źródełko z wodą. Chcąc poznać bardziej Prenj miejsce to będzie świetnym miejscem na nocleg! Docierając tam trochę żałowałem, że przewidziałem jedynie jednodniowy trekking w tym paśmie, ale mam dziwne przeczucie, że tam wrócę. Wówczas spakuję się bardziej oblężniczo, a śpiwór i materac z Volvena będą obowiązkowo w moim wyposażeniu – na tej wysokości nocą temperatura spada do kilka stopni, a spanie na drewnie do najwygodniejszych przeżyć nie należy.
Fake news przed atakiem szczytowym
Po odpoczynku w kabinie można ruszać dalej. Fakt, że jesteście godzinę przed szczytem (choć to nie tylko moja opinia, że czas ten jest mocno zawyżony) powie Wam wypisana czerwoną farbą informacja, a kilka minut później wyłoni się mocarna ściana będąca finalnym podejście. Robi ona niezłe wrażenie, może nawet budzi lekkie przerażenie, ale nie ma ona żadnych trudności technicznych.
Potem możemy się już delektować widokami.
Nie będziecie mieli żadnych wątpliwości, że jesteście u celu!
Droga powrotna
Planując trasę staram się nie wracać tak samo. Zawsze staram się zatoczyć pętlę. W przypadku tego trekkingu ciężko jest zorganizować wyprawę, by nie wracać drogą wejściową. Dokonać lekkiego urozmaicenia idąc okrężną drogą do kabiny Jezerce (na mapie, z punktu widzenia czytelnika: przy szlakowskazie, na lewo od szczytu Taras). Wówczas należy odbić w lewo (z punktu widzenia schodzącego z Zelenej Glavy) i podążając szlakiem dwukrotnie w prawo – aż znajdziemy się w schronie. Później już nie ma zbyt dużego pola do kombinowania i od 1650 m n.p.m. do samego parkingu wrócimy znaną już z autopsji ścieżką.
Dla głodnych dwutysięczników kusić będzie Otis. To ten piękniś w tle widziany z Zelenej Glavy!
Epilog
Jak na standardy bałkańskie, na trasie spotkałem sporo osób. Kilkanaście jak nic! Część z nich była w trakcie kilkudniowego trekkingu w samym masywie Prenj, inni pokonywali dłuższy fragment Via Dinarici (popularny szlak długodystansowy na Bałkanach), spotkałem również rodzinę z kilkoma mniejszymi dziećmi. Nawet w taką niezbyt oczywistą pogodę znalazło się tylu entuzjastów górskich wędrówek.
Nie dziwię się im. Intuicja podpowiada mi, że nie był to mój ostatni raz w Prenj.
Kacper Mrowiec
seryjny zdobywca gór i wiecznie nienasycony podróżnik. Rekordzista Korony Gór Polski solo (72:58 h) i zdobywca 45/46 szczytów Korony Europy w 12 miesięcy. Wszędzie tam, gdzie ładnie i wysoko.
One Comment